GMINA, GMINA, GMINA...
Tak jak od samego początku były problemy z gminą, tak i na koniec musieli wtrącić swoje dwa grosze...
Po pierwsze zaświadczenie o przydatności gruntów! Najpierw Pani z gminy powiedziała, że dla właściciela gruntu nie wyda takiego zaświadczenia, że to jest w gestii geodety, który dzieli działki (zaś. potrzebne do podziału). Wysłaliśmy geodetę... Pani z gminy powiedziała, że nie może mu wydać tego zaświadczenia, bo prawo i wogóle... żeby przyszła właścicielka Na koniec jeszcze brakowało gdzieś podpisu i trzeba było czekać na zaś. kilka dni.
Po drugie geodeta podzielił działkę na dwie: jedna dla nas, jedna zostaje w rodzinie... Papiery wszystkie przygotowane, na gruncie wszystko oznaczone, a dla Pani z gminy przypomniało się nagle, że w jakimś studium było zapisane, że front działki musi mierzyć 30m (ta, która zostaje w rodzinie miała mieć front 25m) Wszędzie pod górkę! Jeszcze nie wiemy jak to uda się rozzwiązać, ale każdy kolejny problem przeciąga w nieskończoność nasze plany... Jedziemy do geodety.